Dlaczego tylko matki są winne?
Jakiś czas temu na portalu Gazety Wyborczej ukazał się list oskarżający Matki Polki o skrajną nadopiekuńczość. Autorka pisze jednoznacznie: Drogie Matki Polki, same produkujecie facetów-kaleki. A co z kobietami-kalekami? Czy takie w ogóle istnieją i czy z drugiej strony z kobietami-partnerkami da się żyć? Gdzie są w tym wszystkim ojcowie? W końcu oni też za tę produkcję są odpowiedzialni. W naszym społeczeństwie od dawna w życiu dzieci ojca nie ma albo jest nieobecny lub – jeszcze gorzej – ma mało do powiedzenia. Przyczyn takiej sytuacji możemy znaleźć wiele, ale nie zawsze tak jest, że ojciec z własnej woli nie chce uczestniczyć w wychowaniu.
Niemniej kiedy ma to miejsce światem dziecka staje się tylko matka i trudno nie zgodzić się z autorką listu, że w tej sytuacji to wina matek, iż z tak wyprodukowanymi przez nie mężczyznami nie da się żyć.
Partnerzy
Czy znalezienie odpowiedniego partnera nie jest łatwe tylko dla kobiet? Czy mężczyznom jest łatwiej znaleźć odpowiednią partnerkę? Narzekają na to i jedni i drudzy. Matki produkują nie tylko mężczyzn, z którymi nie ma się ochoty wiązać na stałe, ale i kobiety, z którymi nie chce się zakładać rodziny lub wspólnie zamieszkać.
Czy zatem matki mogą wychować synów i córki na fajnych partnerów? Z pewnością nie wszystkie – zachęcam tu do lektury ciekawej typologii: Wiedźma, Królowa, Przybłęda i Pustelnica – ponieważ każda z nich powtarza schematy z własnego dzieciństwa, najprawdopodobniej wychowa kolejne pokolenie dzieci z zestawem cech osobowości typu borderline.
Matki
W jednym krótkim zdaniu tak można byłoby podsumować: Córkom wbijają do głowy, że jak wyjdą za mąż to zmienią męża i będzie on robił wszystko, co chcą, a synów uczą nic nierobienia. Wydaję się, że matki nadal nie wiedzą, że w dorosłości nikt nikogo nie może zmienić; jedyne, co dorosła osoba może zrobić drugiej, to zniszczyć jej życie.
Tak więc obecność matki staje się dominująca w życiu synów i sprawia, iż stają się oni takimi jak ona chce. Modeluje ich według własnego uznania, daje dobry lub zły przykład, uczy kochania drugiego człowieka, samodzielności i odpowiedzialności.
O matkach napisano już chyba wszystko, zatem trudno tu dodać coś nowego. To co jednak możemy zrobić dzisiaj, to tylko tę całą wiedzę posiąść, wprowadzać w życie i rozpowszechniać; obalić stereotyp, powiedzieć głośno, że nadopiekuńczość to nie żadna wielka miłość matki do dziecka, a tragiczne w skutkach ubezwłasnowolnienie.
Co wiemy już o matkach?
Poniżej kilka cytatów z różnych tekstów o matkach i ich relacjach z synami:
Dzięki matce mały chłopiec może stać się dojrzałym, mądrym i empatycznym mężem oraz ojcem. Dysfunkcjonalne relacje matki z synem prowadzą jednak do niedojrzałych związków z innymi kobietami – czytaj więcej.
Matka jest dla małego chłopca wzorem kobiety i to ona wprowadza go w nowy „niemęski” świat. Prawidłowe relacje syna z matką są niezwykle ważne w kształtowaniu się jego przyszłych zapatrywań na płeć przeciwną. (…) Nie ma co polemizować z faktem, że matka w okresie dojrzewania syna jest dla niego jednym z pierwszych wzorów kobiecości – czytaj więcej.
Osobą nadopiekuńczą jest zazwyczaj matka, choć bywają także nadopiekuńczy ojcowie, którzy ten styl wychowawczy wynieśli z rodziny pochodzenia. (…) Nie można także pominąć przekazów międzygeneracyjnych – mimo że kobiety wychowywane przez nadopiekuńcze matki zwykle negatywnie oceniają ten styl wychowawczy, często powielają go we własnej rodzinie – czytaj więcej.
Nadopiekuńczość, w przeciwieństwie do zaniedbywania, jest krzywdzeniem niezamierzonym, nie podlega karze, jest traktowana jako dysfunkcja a nie przestępstwo. A jednak, z pewnego punktu widzenia i jedno, i drugie potrafi być degradujące dla istoty, która tego doświadcza. (…) U ofiar nadopiekuńczych rodziców wyróżnia się dwie podstawowe postawy – bezbronną i roszczeniową – czytaj więcej.
Ojcowie
Czy do powyższych cytatów jest potrzebny komentarz? Zastanawiam się i stwierdzam, że trudno tu cokolwiek dodać o matkach, ale to, co mogę zrobić to do matek apelować – do tych już posiadających synów i pielęgnujących takie toksyczne relacje, aby rozpoczęły je uzdrawiać, a do tych, które w przyszłości zostaną matkami, żeby nigdy na takich toksycznych relacjach nie budowały. Krzywdzą w ten sposób nie tylko synów, ale i córki, które kiedy dorosną, nie będą miały żadnej możliwości znalezienia odpowiedniego partnera, z którym fajnie by spędzać czas… albo nawet całe życie.
A co z ojcami? Przede wszystkim dzisiaj mają wiedzę, której ich ojcowie i dziadkowie nie mieli. Wiedzą, że mają takie same prawa i obowiązki jak matki. Czy to już zatem czas na to, by zaczęli działać? Dzieci nie potrzebują przecież ojców tylko do zabawy i prowadzenia przez życie, ale przede wszystkim do wsparcia w trudnych dla nich sytuacjach – również w relacjach z toksycznymi matkami, ponieważ dzieci nie posiadają żadnych narzędzi, aby móc się bronić. Moim zdaniem rolą i obowiązkiem ojca jest stanąć po stronie dziecka.
Alternatywa
A może my partnerki i żony jesteśmy takie same jak matki tych beznadziejnych facetów?
Gdy zamieszkałem u żony, poczułem się jak w innym świecie. Zupełnie inny sposób odzywania się domowników do siebie, nawet kłócenia się. U Agnieszki słyszałem swoje imię w najróżniejszych odmianach: Zbyszek, Zbiniu, Zbychu, Zbyszulek…, a gdy żona albo teściowa wkurzyły się na mnie, mówiły: słuchaj, Zbigniew. Nigdy nie usłyszałem od nich, że jestem ciamajdą, nieudacznikiem, gburem, słabeuszem, dziwakiem i „niedorobiony”. Wszystkich tych magicznych epitetów, które wbiła mi do głowy matka. Pamiętam, jak matka powiedziała kiedyś do teściowej: „No chyba mi nie powiesz, że mój ciapciuch (czyli ja) sam zreperował pralkę?”. Teściowa w pierwszej chwili nie zrozumiała, o kim mowa. Zapytała: „Masz na myśli Zbyszka?”. A moja mama na to: „No widzę, że tobie też to nie mieści się w głowie!” – czytaj więcej.
Alternatywa na inne wychowanie synów istnieje już od dawna i warto o tym pamiętać, nie poddawać się pokusie wyręczania naszych pociech w każdym aspekcie ich życia, ponieważ w przeciwnym razie pozostaje tylko… napisanie listu.